Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A on spokojnym i równym głosem zaczął opowiadać dzieje Polski za Kazimierza Wielkiego.

Do pracowni krawieckiej na Grodzkiej, w której pracowała, wpadł w godzinach rannych zupełnie niespodziewanie i wywołał ją na korytarz:
— Zośka, masz tu bilet. Dziś wieczór grają po raz pierwszy mój dramat. Początek o wpół do ósmej. Przyjdziesz?
— Ach, przyjdę.
— Zadowolonaś?
— Bardzo. —
— Chcesz jutro iść za miasto? Mam ochotę na długi, długi spacer.
— Chcę! Chcę!
— Jestem jutro u ciebie o trzeciej. Dobra? —
— Dobra!
— A dziś? — rzuciła za nim, lecz już nie dosłyszał. —