Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ba! Dobrze będzie, jak pan nie zachoruje. Zaraz. Najlepiej, żeby pan zaraz usnął. —
— Spać? Nie mogę. —
— Uśniesz, dziecko, uśniesz. Przytulę cię, ukołyszę. — Zsunęła z nóg buciki i położyła się obok niego. Uniosła jego głowę i złożyła u siebie, na piersi. Usłyszał równe tętno jej serca i równy oddech. Miłe ciepło rozlało się po jego żyłach. Uczuł, że obejmują go gorące, miękkie ramiona, że oplątują go gorące, silne nogi. Dziecinnie się uśmiechnął. Coś szepcząc usnął niemal zaraz, z głową na piersiach nieznanej dziewczyny.