Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chem szydu. Lecz znów spotkał oczyma jej ogromne oczy, ujrzał, jak piersi jej silnie falują, i lekko ująwszy jej rękę, szepnął:
— Ty... dziwna... —
— I... ty... —
Pochylił ciężko głowę, by ukryć łzy. Gryzł wargi. Ściskał pięście. Szedł za nią wolno, ciężko, na pół śłepy i na pół pijany, i szeptał z nieprzytomnym śmiechem:
...To melancholia, smutek, rozpacz, zniechęcenie...