Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gich kurytarzach. Krucyfiksy obalono i trupie czaszki leżały na ziemi, tak, iż co chwila zmuszeni byliśmy odrzucać je nogami na bok.
— Chcesz, zatańczę — mówiła Ajra.
— Nie tańcz! — prosiłem.
Ale ona puściła moją rękę, szybkiemi ruchami zrzuciła z siebie suknie, raz, dwa!... raz, dwa!... aż stanęła naga i, śmiejąc się lubieżnie, zaczęła tańczyć kankana...
Zaskrzypiały i zaszeleściały pod jej nogami trupie głowy, a ona zalała się kaskadami niemilknącego śmiechu ha... ha... ha... — ha... ha... ha...
— Ajro! nie tańcuj! — błagałem.
Ona porwała mnie nagle za ramiona i, pchając z całej mocy, wrzuciła w zimne, wilgotne podziemię...
Widziałem, jak mój dziad umarły napół przegniłym ciałem się trzęsie i idzie do mnie... Za nim szła moja siostra umarła i przyjaciele, znajomi... Wszyscy zaszeptali coś w swoich trumnach i szli... bladzi... wstrętni.
Tam — gdzieś... wysoko... na ziemi... Ajra tańczyła kankana...
Słyszałem, jak stopy jej zgrzytają po moim sercu; czułem, jak pleśń grobów załazi mi za skórę...
I tak przebyłem w długich, długich męczarniach. Gdy oczy podniosłem na celkę, nic się w niej nie zmieniło... Tylko się śmierć zbliżyła do mnie o miljony kroków prędzej. Tylko wspomnienia wczorajsze ożyły z całą mocą i z cała wczorajszością...
Więc najpierw wyły i jęczały w duszy całym tragizmem mej indywidualności, później zasyczały i rozpluły się w pomysłach jakiejś niebywałej zemsty,