Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pamiętasz? Była dziewczynka maleńka... Poszepty wiosny spływały po jej ramionach, jak włosy przecudne, a złote włosy biegły za poszeptami wiosny, jak fale, i nie roztrącały się wzajem, lecz łączyły niby w złotopienny potok... Księżyc patrzył cicho i niesłychanie smutno. A dziecko patrzyło ciągle w ten smutny niesłychanie księżyc, i wydało mu się, że życie jest zimne, jak mgła i, jak macocha niedobre. Wyziębi, wystudzi, a ludziom kwiatów potrzeba i słońca. I mała dziewczynka marzyła, że kędyś dla ludzi rosną kwiaty o twarzach anielic, czasem płomienne czerwienią oburzeń, jak pożary, a czasem białe i ciche, jak myśl o najbielszym kochaniu, a czasem tylko półsennej myśli widzialne, jak pocałunek pieśni. Marzyła moce i zjawy przecudne, marzyła rzeczywistości, z potężnej myśli poczęte, marzyła śliczne, pełne czaru. Marzyła duszę bratnią, która ją słyszy, tylko przyjść jeszcze nie może, sadami rozkwitłych czereśni zejdzie, marzyła duszę bratnią.
I nocy onej, gdy księżyc tak cicho gadał i smutno, szedł przez świat młodzieniec. Myślał o ludziach złych i szkodliwych, jak ukąszenie skorpjona. O marnych, lichych i podstępnych myślał ludziach, co się czołgają