Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nauczył mnie pijać czarną kawę i używać do papierosów dwa razy jedną tutkę.
Nie lubiłem go za jego małomówność i podejrzliwość.

∗             ∗

Jednego dnia wziął kij do garści i, kiwnąwszy mi głową na pożegnanie, poszedł... Nie było go dwa dni...
Czułem śmiertelną nudę... Co parę godzin przychodziłem do jego mieszkania, by się dowiedzieć, czy jeszcze nie wrócił?
Brałem klucz od stróża, otwierałem drzwi i czekałem.
Do tego jeszcze zacząłem odczuwać przykry brak pieniędzy. Drugi dzień nic nie jadłem.
Postanowiłem za jakąbądź cenę najeść się.
Wzrokiem głodu mierzyłem i oceniałem wszystkie sprzęty mego przyjaciela. Nie wiedziałem jeszcze, że popełniam kradzież. Instynkt tylko ciągnął mnie do rzeczy drobniejszych, łatwiej dających się ukryć.
Zdarłem z łóżka prześcieradło i, owinąwszy je w papier, wyszedłem. Sprzedałem je handlarzowi.
Ponieważ do mego mieszkania było zbyt daleko, zapasy żywności zniosłem na miejsce kradzieży.
Była właśnie pełnia... Jadło rozłożyłem na stole i przy świetle księżyca zacząłem je żreć...
Drzwi otworzyły się cicho — ktoś wchodził. Spojrzałem — był to mój przyjaciel. Nazywali go warjatem (bzik — w skróceniu).
Był okryty kurzem. Kijek trzymał pod pachą i, nie