Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Do kroćset! sądzićby można, że żądasz raczej: kieski lub życia!
— Jeśli pan wolisz, niech i tak będzie!
I muszkiet, szybkiem ruchem uniesiony, znalazł się przy piersiach podróżnego.
— Ha! ha! argumenty twoje są bardzo przekonywające! — zaśmiał się ten ostatni. — Ale poczekaj cokolwiek.
W tej chwili odtrącił broń, zeskoczył z siodła i chwycił opryszka za gardło.
Trzymał go tak czas pewien, a gdy spostrzegł, że w tym potężnym uścisku dusić się zaczyna i że z bezwładnej ręki muszkiet mu już wypadł, puścił gardło, a ujął ręce, i z całej siły jął chłostać go batem po plecach.
Nigdy jeszcze najleniwszy i najkrnąbrniejszy chłopiec z bakalarni tak energicznego upomnienia nie otrzymał.
Zbój osunął się na kolana i błagać zaczął zmiłowania.
— Mógłbym ci łeb roztrzaskać, gdybym był w pasji, lub też zapędzić cię do Fougerolles, aby cię tam obwieszono — mówił szlachcic. — Dziękuj djabłu, swemu orędownikowi, że cię tym razem puszczę na wolność. Jednak radzę ci, błaźnie, przypatrz mi się dobrze, abyś brał nogi za pas, ile razy spotkasz mnie i poznasz. Inaczej, za nic nie zaręczam!
Opryszek, nie wstając z kolan, podniósł na swego zwycięzcę czarne, przenikliwe oczy, i płomień nienawiści zabłysnął w jego źrenicach, gdy przy bladem świetle księżyca rozpoznawał szydzącą twarz podróżnego. Podróżny nie zaniedbał ze swej strony zapisać sobie w pamięci ohydnych rysów hultaja, przez które przezierała w tej chwili tłumiona wściekłość w połączeniu z przemagającym ją bólem.