Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/430

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I dobywszy rapiera, natarł raz jeszcze na poetę. Cyrano, broniąc się tylu naraz przeciwnikom, nie był stanie przewidzieć wszystkich ciosów.Szpada cygana przeszyła mu prawe ramię.
— Dostał! — wrzasnął triumfująco uradowany zbój.
— Druga ręka cała! — odparł drwiąco poeta.
Z błyskawiczną szybkością przerzucił szpadę z prawej ręki do lewej, smagnął nią cygana przez twarz, a drugim sztychem przebił mu piersi nawylot.
Zbój wyciągnął ręce i padł, jak gromem rażony.
— Zabity! dowódca zabity! — odezwał się głos w tłumie. — Zmykaj, kto w Boga wierzy!
Widząc uciekających w popłochu zbójów, Roland wystąpił naprzód, trzymając w każdej ręce pistolet, i zmierzył do Cyrana.
Dwa wystrzały huknęły w jednym prawie czasie.
Sawinjusz, w przekonaniu, że to wystrzelił któryś z uciekających, popędził za nimi ze szpadą w ręce, aż do mostu Nesle.
— Ale łotry zmykali, jakby im kto skrzydła przyprawił.
Po chwili Cyrano ujrzał się sam jeden na placu.
— Drapnęli! — rzekł pogardliwie. — Musiano im nędznie zapłacić.
Wrócił na dawne miejsce i gwizdnął na konia, który,przywykły do tego wezwania, podniósł łeb i zarżał.
— Gotów ujść! — szepnął do siebie Roland, ukryty o kilka kroków zaledwie od poety.
Ten ostatni, nie mając już z kim walczyć, zajął się tamowaniem krwi, która płynęła obficie z rany,stopniowo go osłabiając.
Roland śledził jego poruszenia, przemyśliwając w ostatniej jeszcze chwili, czem pokonać przeciwnika.