Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/428

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy pan hrabia jest pewny, że Cyrano przybędzie przez tę bramę? — zapytał.
— Jak najpewniejszy. Mieszka on niedaleko stąd i nie ma innej drogi przed sobą, chyba gdyby chciał przebyć Sekwanę powyżej Luwru, co jednak trudno przypuszczać.Czy można ufać twoim ludziom, że ściśle wypełnią rozkazy?
— Niech jasny pan będzie spokojny. Kapitan Czart, choćby był czartem we własnej osobie, nie wyśliźnie się nam.Pierwszy cios z mojej ręki otrzyma.
— Musi to być zrobione szybko. Jeśli nie znajdę przy Cyranie tego, co mi potrzebne, będziemy musieli wziąć szturmem jego mieszkanie!
— O! — zauważył Ben Joel — to nie byłoby bardzo roztropne.
— Tak chcę i tak być musi — rzekł wyniośle Roland.— Jeżeli brama stawi nam opór, podpalimy dom!
Cygan nic nie — odpowiedział.
Pochylił się on ku ziemi i nadsłuchiwał.
Do uszu Rolanda najlżejszy szmer nie dochodził, ale Ben Joel, który miał słuch o wiele delikatniejszy, pochwycił stuk kopyt końskich na bruku, rozlegający się w bardzo znacznem jeszcze oddaleniu.
Gwiazdy zaczynały gasnąć i na wschodzie, ponad dachami milczącego miasta, niebo zlekka się rozjaśniało.
Jeden z ludzi, wysłanych na zwiady, nadbiegł szybko.
— Cóż tam? — spytał Roland.
— Jeździec jakiś zmierza w tę stronę.
— Sam?
— Zapewne sam.
—Nie poznałeś, kto to taki?