Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po chwili znaleźli i zapalili lampę, a gdy tylko płomień jej zabłysnął, rozejrzeli się instynktownie dokoła siebie.
Firanki nad łóżkiem były zasunięte i lekki podmuch — zapewne wiatru, wpadającego przez otwarte okno — zdawał się nieznacznie je poruszać.
Ben Joel wskazał towarzyszowi palcem szafę dębową.
— Tam? — zapytał Rinaldo.
— Tak.
Ben Joel wziął lampę i skierował się w stronę łóżka, Rinaldo postępował zaraz za nim.
Nagle obaj stanęli w miejscu, skamieniali z przerażenia.
Firanki poruszyły się żywiej i widoczne było, że już tym razem nie od wiatru.
Jednocześnie w głębi pokoju dał się słyszeć suchy trzask — trzask odwodzonego kurka od pistoletu.
Rinaldo stanął, zatrzymując Ben Joela, i wyciągnął do połowy z pochwy sztylet.
Z ręką na głowicy sztyletu zatopił w łóżku wzrok przenikliwy — wzrok strzelca, badającego oczyma krzak, w którym domyśla się ukrytej zwierzyny.
Ale w pokoju zapanowała napowrót cisza głęboka.
I jak myśliwy, omylony w przewidywaniach, Rinaldo szepnął pogardliwie:
— Nic tam niema.
W chwili, gdy zabierał się iść dalej, firanki przy łóżku rozsunęły się gwałtownie i wychyliła się z pomiędzy nich postać groźna.
— I cóż, panowie? — przemówiła ta postać — decydujcie się! Już od kwadransa obserwuję was, chcąc dowiedzieć się o celu waszych miłych odwiedzin!