Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

—Bardzo z nim źle. Śpieszyć się trzeba.
Wieśniak wyszedł.
Gdy się drzwi za nim zamknęły, Ben Joel usiadł na posłani i rzekł:
— Obawiam się, przyjacielu Rinaldo, że przedsięwzieliśmy rzecz wielce ryzykowną.
— Tak sądzisz?
— Bezwątpienia. Ten wieśniak zwróci się przeciw nam i będzie bronił księdza.
— Postaramy się oddalić go w chwili stanowczej.Połóż się i bądź cicho.
W kilku słowach Rinaldo przedstawił towarzyszowi swój plan; następnie jął przygotowywać jego wykonanie.
Dwaj zbóje znaleźli wkrótce wszystko, co im było potrzebne.W ciągu pół godziny, po odejściu wiesniaka, zdążyli skończyć całkowicie przygotowania.
Oczekiwali teraz na przyjście proboszcza.
Aby przedsięwziąć rzecz tak zuchwałą i niebezpieczną, trzeba było być przygotowanym na wszystko i posiadać dokładną znajomość sztuki zbójeckiej.
Zbóje mieli przeciw sobie niepospolitą siłę księdza Jakóba: jedyną zaś okolicznością, sprzyjającą im, było zaufanie, jakie prawdopodobnie bajka ich potrafi zbudzić w proboszczu.
Przedewszystkiem jednak mieli wiarę w powodzenie zamachu.
Rinaldo odemknął nieco drzwi i jął nadsłuchiwać.
Niebawem dały się słyszeć głosy nadchodzących ludzi.
— Udało nam się! — szepnął z radością. — Kolego Ben Joelu, nie zapomnij swej roli.
I nie mogąc już opanować niecierpliwości, otwo-