Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

która była ci potrzebna, pochwyciłeś ją pan. To było bezpieczniejsze od tamtego.
— Posłuchaj, Zillo. Co tobie się roi? o co mnie posądzasz?
— Posądzam pana, żeś zamierzył pozbyć się Manuela i że mnie za pośredniczkę do tego użyłeś.
— Ani mi w głowie ten tam Manuel! Gdybym chciał pozbyć się go, jak ty pleciesz niedorzecznie, nie jeden, ale tysiąc miałbym sposobów do tego.Najpierwszym i najprostszym byłoby dopuścić do skazania go, a ty wiesz właśnie, że pracuję nad wydobyciem go z więzienia.
Było to powiedziane tonem niezmiernie naturalnym i z pewną dobrodusznością, która zachwiała na chwilę podejrzenia Zilli.
Hrabia zauważył sprawione przez się wrażenie.Przelotny uśmiech przebiegł po jego ustach.
— Przekonałem się nareszcie? — dorzucił, chcąc zwycięstwo swe uczynić pewniejszem.
— Mnie przekonać można jedynie dowodami.
— Jakichże żądasz dowodów?
— Ułatw mi pan wstęp do Chatelet. Chcę pomówić z Manuelem.
— To rzecz niemożliwa.
— W takim razie, oddaj mi list, który pisałam do niego wczoraj, z pańskiej namowy.
— Nie chcesz już zatem ocalić Manuela?
— Odpowiem na to później Tymczasem proszę o list.
— Chętniebym to zrobił — odrzekł hrabia z niezmąconym spokojem, gdyby nie to, że, na nieszczęście, albo raczej... na szczęście — bo rozsądniej traktuję twoje sprawy, niż ty sama — listu tego już nie mam.
— Gdzież on?