Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mo ufności, jaką potrafił natchnąć go fałszywy poseł, nie zaniedbał na wychodnem zamknąć jak najstaranniej komnatę, w której od lat dwóch przechowywał tajemniczy depozyt Cyrana.
Gdy ksiądz, po odprawieniu mszy, powrócił do zakrystji, sługa kościelny zawiadomił go: — -
— Oczekują na księdza proboszcza przy konfesjonale.
— A! — wyrzekł Jakób — czyżby który z moich parafjan zgrzeszył ciężko, że o tak wczesnej godzinie oskarżać się przybywa?
— To nie z naszej parafii, proszę księdza proboszcza. Jakiś obcy człowiek, podróżny.
— Idę. Któżby to był jednak? Nikt wczoraj wieczorem nie przybył do naszej wioski, prócz SuIpicjusza Castillan, sekretarza naszego kochanego Sawinjnsza.
— Nie wiem. Nie mogłem dojrzeć twarzy tego człowieka, a głos jego jest mi zupełnie obcy.
— Wszystko jedno. Daj mi komżę. Nie trzeba, żeby czekał ten dobry chrześcijanin.
I proboszcz, budząc echa pustej świątyni łoskotem swych ciężkich kroków, poszedł do konfesjonału. Zanim zasiadł, obrzucił szybkiem spojrzeniem klęczącego tam człowieka.
Castillan odetchnął z uczuciem ulgi niezmiernej.
— Nareszcie jestem u celu! — rzekł do siebie prawie na głos.
— Co mówisz, moja duszo? — zapytał proboszcz, zdziwiony tym wykrzyknikiem, — Odmów modlitwę,wznieś duszę do Boga i zbierz myśli swoje.
— Przebacz mi, wielebny ojcze. Spowiedź, którą mam odbyć, nie jest wyłącznie religijną. Idzie tu o sprawy światowe, i jeżeli pozwoliłem sobie wezwać czcigodnego księdza, to dlatego jedynie, aby