Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o uwolnienie całej okolicy od takiej zarazy, nikt chyba nie odmówi pomocy.
— Dobrze mówi gospodarz! — zakrzyknęła gromada.-Pójdziemy wszyscy. I ciebie też, mości zakrystianie, weźmiemy z sobą; będziesz niósł za nami kubeł wody święconej.
Zakrystjan, mały staruszek o tłustej, bladej twarzy, który przysłuchiwał się rozmowie z miną niespokojną, odpowiedział na wezwanie ruchem wyrażającym największy przestrach.
— Tak, tak — powtórzył oberżysta — weźmiemy Guillemina.
— Wistocie...bezwątpienia...— bąkał zakrystian — woda święcona... Ale będziecie też mieli z sobą i widły, nieprawda?
— Widły i noże, do stu piorunów! — wykrzyknął wojowniczo Landriot, wyciągając z za pasa swój nóż kuchenny.-Poczekajmy tylko aż powróci nasz urzędnik do szczególnych poruczeń.
Podczas, gdy w ten sposób zagrzewały się głowy zwykłych gości Landriota-co doskonale przewidział i na co właśnie liczył przebrany Rinaldo, zalecając oberżyście najściślejszą tajemnicę — fałszywy urzędnik przybył do wójta.
Ten ostatni, przy pierwszych słowach nieznajomego-posadził go, na własnym fotelu, sam zaś, na znak szacunku i uniżoności, słuchał go w pozycji stojącej.
Wójt przedstawiał się zewnętrznie jako poczciwy tłuścioch, o twarzy kwitnącej zdrowiem, o silnie wystającym brzuszku. Bladoniebieskie, pozbawione blasku oczy, z długiemi, jasnemi rzęsami nadawały jego twarzy cechę niepewności i zalęknienia, która szkodziła niemało powadze jego urzędu. Pod względem umysłowym był to człowiek naiwny, przesądny i ciemny. Dbał on przedewszyst-