Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

braną, która przybędzie dla wybadania więźnia w razie, gdybym osobiście dopełnić tego nie mógł.
— Tak jest, jaśnie panie.
— Być może, że osobę tę przyślę wkrótce, może jutro, może nawet dziś jeszcze wieczorem. W każdym razie będzie ona zaopatrzona w kilka słów, skreślonych moją ręką, proszę zaś obchodzić się z nią, jak ze mną samym.
— Jaśnie pan może być pewny, że jak najściślej spełniona będzie wola pana starosty i jaśnie pana.
Gdy hrabia wyszedł na świeże powietrze, głęboko odetchnął.
Silniej od zadusznego powietrza więzienia ścisnęły mu piersi doznane przed chwilą wrażenia.
— Pomyślmy — mówił do siebie, postępując drobnym krokiem, z miną wyrażającą wahanie się, co czynić wypada?
Nagle twarz jego rozjaśniła się.
— Zilla... — szepnął do siebie.
Przeszedł most i skierował kroki ku Domowi Cyklopa, gdzie od pewnego czasu Zilla przemieszkiwała sama, nie znając właściwych powodów nieobecności Ben Joela.
Cyganka zresztą bardzo mało kłopotała się o brata. Wszystkie myśli jej zajęte były Manuelem — Manuelem, którego ubóstwiała i którego porażka była najpomyślniejszem dla jej miłości zdarzeniem.
Czekała, rychło wróci, rozczarowany i pokonany, pod dach Ben Joela. Przygotowywała się pocieszać go, leczyć i zamiast rozwianych marzeń, obdarzać czułą rzeczywistością.
Czekała jednak i przygotowywała się napróżno. Manuel znajdował się wciąż pod kluczem. Nie mia-