Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drogi do serca przeciwnika. — Tęgi z pan szermierz!
— Doprawdy? A jednak zabawiam pana dotąd tylko prowincjonałnemi figielkami.
— Ech! i prowincjonaliści nie są mańkuci! — odparł margrabia. płacąc za drwiny sztychem środkowym, w samo serce zmierzającym.
— Paryżanie tem bardziej! — rzekł tamten i, odparowawszy cios, wykonał w tejże chwili pchnięcie tak niespodziane i tak zarazem mistrzowskie, że szpada przeszyła ramię margrabiego, zanim jeszcze zdążył zastawić się.
Walka była skończona,
— Winszuję! — rzekł ranny, podczas gdy zwycięzca najspokojniej chował szpadę do pochwy, — Ale to wszystko jedno. Wiersze w „Agrypinie“ nie są przez to ani na jotę lepsze i — raz jesz ze zapytać muszę pana. jakim sposobem umiesz ich tyle na pamięć?
— Bo jestem ich autorem, panie margrabio!
I pozostawiając margrabiego oszołomionego tem oświadczeniem, poeta, umiejący bronić honoru swych wierszy ostrzem szpady, oddalił się, wsparty na ramieniu sekundanta.
Ten poeta nie jest dla nas obcy. Widzieliśmy go już przy stole proboszcza w Saint-Sernin, oraz u śmiertelnego łoża hrabiego de Lembrat.
Posiadał on — o czem trzeba powiedzieć zawczasu, gdyż stanowiło to znamię typowe tej pełne charakteru fizjognomii — posiadał nos rozmiarów niezwykłych, nos ostro ścięty, rzucający cień na usta, słowem, „nos bohaterski“, jak się wyraził jeden z jego biografów. Ten nos wydatny królował na twarzy o rysach prawidłowych i miłych, którą oświetlała para oczu czarnych i pełnych ognia. Brwi były zakreślone delikatnie, wąs, niezbyt gę-