Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trzyma za koniec szarfy, już śmiech jej, odzywający się w przeciwnej stronie pokoju, wskazywał mu że uleciała daleko.
Po chwili Sulicjusz uczuł, że nogi, jego stają się ciężkie, jakby silny, magnes przyciągał je do ziemi; szczególne odrętwienie spętało mu członki, i spostrzegł że już nietylko Marota tańczy i ucieka’ przed nim: wszystkie naczynia na stole i wszystkie meble w pokoju, i wszystkie ściany nawet, wślad za cyganką kręciły się, wirowały, porwane jakimś huraganem szalestwa.
Wydało mu się nagle, ze Marota niknie w różowym obłoku, poczem błysnęła mu na chwilę w umyśle świadomość doznanej porażki.
Dźwięczny śmiech cyganki nie przestawał dobiegać doń to stąd, to zowąd, drażniąc go i szydząc z niego. Przeklinał swą bezsilność, wytężał wszystkie siły, aby oderwać stopy od ziemi i pobiec za tancerką: bił powietrze rękoma, jak ptak postrzelony, i głuche przekleństwa wyrywały mu się z ust, wykrzywionych kurczowo.
Walka nie mogła trwać długo. W chwilę później Castillan spał wyciągnięty na łóżku, gdzie upadł, jak człowiek pijany.
Marota usiadła, przyglądając mu się w zamyśleniu, a od chwili do chwili dłoń jej wyciągała się pieszczotliwym ruchem, dotykając wilgotnego czoła młodzieńca.
Około północy wstała, wzięła ze stołu świecznik i postawiła go w oknie.
W jakiś czas później suchy chrzęst rzuconego w szybę żwiru zbudził senną ciszę panującą w całej oberzy.
Marota otworzyła zcicha okno, zgasiwszy wpierw świecę,i dwaj ludzie uczepieni u grubego sznura