Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gorących warg baletnicy, która szarpnęła się wtył, krzycząc:
— Ach! ach! panie zdrajco, to w ten sposób płacisz mi za moje dobre serce? Kiedy tak, poczekaj — ponieważ chciałeś posiąść wszystko, wszystko ci odbiorę!
I ponownie ramiona Maroty osunęły się niżej, na kaftan bawoli, zajmując stanowisko w równem oddaleniu od pasa i od kołnierza.
— Jesteś pani zachwycająca — rzekł Castillan czemuż jednak chcesz nią być tylko w połowie? Przyznaj, że podróż stałaby się wkrótce nadzwyczaj nudną, gdybyśmy jej czemś przyjemnem nie urozmaicili. Gdybym więc naprzykład oświadczył pani bez żadnych wstępów, że panią ubóstwiam, cobyś na to odrzekła?
— Rzekłabym, że chcesz pan zbałamucić biedną dziewczynę i że źle wybrałeś się ze swemi zalotami, gdyż, choć jestem ostrożną, mam jednak w tych rzeczach doświadczenie.
Powiedziane to było głosem naiwnym.
Ale Castillan posunął się już zbyt daleko, aby miał zmieniać ton rozmowy. Nie zwracając też uwagi na odegrane znakomicie zmieszanie awanturnicy, zawołał w odpowiedzi:
— Najdroższa Maroto! gdybym nie był zwrócony do ciebie plecami, lub też, gdybym miał oczy ztyłu głowy, przekonałabyś się z mojej twarzy i spojrzenia, jak okropnie cię kocham!
— Nic mi do pańskich spojrzeń, panie umizgalski. Schowaj je dla innych!
— Przeklęte położenie! — zaklął Sulpicjusz. — Pomyśleć tylko, że pani jesteś tam, tuż przy mnie, a jednak za mną, i że nie mogę upajać się twoją pięknością
— Tracisz napróżno czas i piękne słówka, mo-