Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sobność odwdzięczenia się za troskliwość, okazaną mi nocy minionej.
— Myśl pańska bardzo mi się podoba, ale — jakże wprowadzić ją w wykonanie? — rzekła Marota, udając zakłopotanie, naprawdę zaś ciesząc się niezmiernie z tego obrotu rzeczy.
— Nic łatwiejszego. Nie mogę wprawdzie oddać pani konia, a sam iść pieszo,gdyż zależy mi na pośpiechu, siodło moje wszakże jest dość szerokie i mocne, abyśmy oboje siedzieć na niem mogli.
— Z całą chęcią, mój szlachcicu. Nigdym jeszcze dotąd tak wesoło nie podróżowała.
— Proszę zatem siadać.
Castillan zeskoczył lekko na ziemię i z rąk Maroty, która się doń zbliżyła, wziął małe zawinięcie.Zawinięcie to rozpłaszczył nakształt poduszki i przymocował do siodła.
— Wybornie! — rzekła Marota. — Będę siedziała jak królowa. Nie wiem tylko, w jaki sposób dostanę się na pańskiego wierzchowca, który jest wysoki, jak katedra. Chyba pan mnie uniesiesz.
— To nic trudnego, Proszę o rękę.
Zamiast podać jedną rękę. Marota zarzuciła mu na szyję oba ramiona. Młodzieniec uczuł na twarzy jej ciepły oddech, a jednocześnie z jej czarnych, do połowy przymkniętych oczów, wybiegało spojrzenie, przenikające go do głębi duszy.
Pomimo silnego wzruszenia Castillan uniósł Marotę lekko jak piórko i posadził na przygotowanej poduszce.
Podczas gdy awanturnica przytrzymywała cugle, młodzieniec zdążył przyjść do siebie.
— Ah! Jakiż ja niezręczny! — wyrzekł nagle.— Zapomniałem. że to mnie pierwszemu wsiąść wypada. Co teraz zrobimy?