Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tym sposobem pozostałaś bez środków utrzymania?
— Niezupełnie. Mogę znaleźć miejsce w innem towarzystwie, a w potrzebie mogę też żyć i sama, mam bowiem przy sobie wszystko, co mi do zarobkowania potrzebne, mianowicie: kastaniety i ubiór tancerki.
— Jesteś pani, jak widzę, filozofką.
Marota uśmiechnęła się.
— Trzeba nią być w tem życiu. Gdy nie jest się niczem, gdy się nie ma nic za sobą i do niczego się nie dąży, jakżeby bez filozofii można znieść różne drobne nędze życia?
— Do licha. Wyznajesz pani zatem, żeś zupełnie wykolejona i że sama nie wiesz dobrze, co cię czeka!
— Tak jest rzeczywiście — nie w tym jednak stopniu, jak pan sądzisz. Teraz oto udaję się do Romorantin, a może i do Louches.
— Czy tak? — zawołał Castillan głosem, w którym przebijało się wyraźne zadowolenie.
— W jednem z tych miasteczek spodziewam się znaleźć towarzystwo komediantów i tancerzy, w którem zapewne potrafię się umieścić.Imię moje jest dość głośne, mój panie!
— Nazywają panią Marotą, nieprawda?
— Do usług pańskich, panie Castillan.
— I zamierzasz pani udać się do Romorantin pieszo?
— Rozumie się, gdyż nie mam środków na odbycie tej drogi powozem.
— A więc posłuchaj, piękna Maroto. Byłoby grzechem, gdyby mężczyzna, w dobrych zasadach wychowany, pozwolił, aby twoje nóżki wykonać miały tak ciężką pracę.Jeśli zgodzisz się, możemy odbyć tę drogę razem. Jest to przytem dobra spo-