Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sku zachodzącego słońca było, jak wielka złocista perła. Na horyzoncie ponad przystanią srebrzyło się wschodzącym księżycem. Powietrze przesiąknięte było cichutkiemu szmerami, senny gwizd raszki, cudowny, ponury, miękki podmuch wiatru w gałęziach drzew, to wszystko mieszało się z wesołym śmiechem, dochodzącym z okien pokojów, w których dziewczęta ubierały się na zabawę. Świat pogrążył się w oszalałym cudzie dźwięku i barwy. Władek tylko o tem będzie myślał i o tej głębokiej, subtelnej radości, która mu to wszystko daje.
— W każdym razie nikt nie przypuszcza, że pójdę, — przebiegło mu przez myśl. — Jak powiedział Jim — febra odbiera człowiekowi siły.
Rilla wychyliła się przez okno swego pokoju, ubrana na zabawę. Żółty bratek wysunął się z jej włosów i padł na trawę, niby złocista spadająca gwiazda. Chciała go podnieść, lecz pomyślała, że nie warto, bo przecież panna Oliver całe mnóstwo bratków wpięła w jej włosy.
— Tak chłodniutko, jakże przyjemnie! Będziemy mieli piękną noc. Wie pani, panno Gertrudo, zdaje mi się, że słyszę te stare dzwoneczki w Dolinie Tęczy. Wiszą one już tam od dziesięciu lat.
— Dźwięk ich pod wpływem wiatru przypomina mi ową muzykę, którą Adam i Ewa słyszeli w „Utraconym Raju Miltona“, — odparła panna Oliver.
— Świetnie bawiliśmy się w Dolinie Tęczy, gdy byliśmy jeszcze dziećmi, — zauważyła Rilla sennie.
Obecnie nikt już w Dolinie Tęczy się nie bawił. Cisza tam panowała zupełna w pogodne letnie wieczory. Władek lubił tam czytać czasami. Jim i Flo-