Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po tej febrze jeszcze nie przyszedłeś do siebie. Wstydzisz się, co?
Władek nie odpowiedział, czy mu wstyd, czy nie, spoglądał tylko w milczeniu w przestrzeń, ciągnącą się ponad polami Glen, aż po błękitną przystań.
— Jesteśmy wilczętami... musimy szykować zęby i gryźć, gdy wróg zawadzi o naszą rodzinną ziemię, — ciągnął wesoło Jim, targając swe złote włosy drobną opaloną dłonią, dłonią urodzonego chirurga, jak mawiał często ojciec. — Co za przygody będą! Przypuszczam, że Grey, czy któryś z tych sprytnych, starych przyjaciół zdecydują się w ciągu dwunastu godzin. Wstyd byłby, żeby mieli zostawić Francję w kłopotliwem położeniu. Ale myślę, że już najwyższa pora wyruszyć na tę zabawę do latarni.
Wyszedł, gwiżdżąc „Stu kobziarzy i ja“, a Władek stał przez dłuższy czas oniemiały na miejscu. Na czole jego uwidoczniła się głęboka zmarszczka. Wszystko to nastąpiło z szybkością gromu. Jeszcze kilka dni temu nikt nie pomyślałby o czemś podobnem. I teraz nie należało myśleć. Jakieś wyjście się znajdzie. Wojna była straszną, obrzydliwą rzeczą, zbyt straszną i zbyt ohydną, aby mogła się zdarzyć w dwudziestym wieku między cywilizowanemi narodami. Sama myśl o tem była ohydna w porównaniu z pięknem życia. Władek nie będzie myślał o wojnie, stanowczo wyrzuci ją z pamięci. Jakie piękne było Glen w swej sierpniowej dojrzałości z łańcuchem cienistych, starych zaścianków, szmaragdowych łąk i kwiecistych ogrodów. Niebo w bla-