Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Długa udręka Wtorka skończyła się wreszcie. Jim Blythe wrócił do domu.
„Jesteśmy wszyscy bardzo szczęśliwi, smutni i pełni wdzięczności“, pisała Rilla w swoim pamiętniku w tydzień potem, chociaż Zuzanna nie otrząsnęła się i nigdy nie otrząśnie z pierwszego wrażenia, jakiego doznała, gdy ujrzała Jima wchodzącego do domu wieczorem. Nigdy nie zapomnę, jak wyglądała wówczas, jak biegała nieprzytomnie z kuchni do piwnicy, znosząc do jadalni najlepsze rzeczy. Nikt z nas prawie nie zwracał na jedzenie uwagi, nikt z nas nie mógł nic przełknąć. Pożywieniem i napojem był widok Jima. Mama nie spuszczała zeń oka, jakby się lękała, że gotów jej zniknąć znowu. Jak przyjemnie pomyśleć, że w domu jest Jim i Wtorek. Wtorek nie odstępuje Jima ani na chwilę, sypia pod jego łóżkiem, towarzyszy mu zawsze przy jedzeniu. Nawet w niedzielę poszedł za nim do kościoła i wszedł do ławki, gdzie zasnął u stóp Jima. Wśród nabożeństwa obudził się i szczeknął kilka razy. Nie chciał się uspokoić, dopóki Jim nie wziął go na ręce. Nikt z obecnych jednak nie rozgniewał się, a pan Meredith po skończonem nabożeństwie podszedł i serdecznie poklepał Wtorka.
— Wiara i przywiązanie są największym skarbem w życiu. Przywiązanie psa jest również skarbem, Jim.
„Pewnego wieczoru, gdy rozmawiałem z Jimem w Dolinie Tęczy, zapytałem go, czy uczuwał kiedyś strach na froncie.
„Jim zaśmiał się.