Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

si spełnić powierzoną sobie misję. Pocałował Zuzannę po raz pierwszy od tego czasu, kiedy miał lat pięć i rzekł:
— Dowidzenia, Zuzanno, matko Zuzanno.
— Mój mały murzynku, mój mały murzynku, — szeptała Zuzanna. — Czy pan pamięta, — zwróciła się z goryczą do doktora, — czy pan pamięta, jak zbił pan kiedyś Shirleya, gdy był dzieckiem? Jestem szczęśliwa, że ja chociaż nie mam takich wspomnień.
Doktór nie pamiętał tego, lecz kładąc kapelusz przed wyjściem, zatrzymał się na chwilę w wielkim, pustym jadalnym pokoju, który niegdyś rozbrzmiewał wesołym śmiechem dziecięcym.
— Nasz ostatni syn, nasz ostatni syn, — rzekł głośno. — Dobry, rozsądny chłopak. Zawsze przypominał mi mego ojca. Sądzę, że powinienem być dumny z tego, że poszedł. Dumny byłem, gdy Jim odchodził, gdy żegnałem Władka, lecz dom nasz świecić będzie pustkami.
— Myślałem kiedyś, doktorze, — rzekł stary Sandy z Górnego Glen tego samego popołudnia, — że dom pański pewnego dnia wyda się panu zbyt obszerny.
Powiedzenie Sandy‘ego zapadło głęboko do duszy doktora. Tego wieczoru Złoty Brzeg wydał mu się wielki i pusty. Aczkolwiek Shirley przez całą zimę przebywał poza domem, to jednak prawie na każdą niedzielę musiał przyjechać. Czyżby dlatego, że on właśnie poszedł, pojawiła się nagle ta pustka?