Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

smuga srebrzystego pyłu. Wszyscy obecni myśleli, że blaguję, ale ja naprawdę go widziałem w owej chwili. Wyobraź sobie, Rillo, że po raz drugi widziałem go wczoraj. Widziałem, jak szedł przez pole, od strony naszych okopów do okopów niemieckich, widziałem jego wysoką postać, jak trzymał kobzę, aż za nim szły masy chłopców w mudurach. Rillo, powiadam ci, że go widziałem, to nie była fantazja. Słyszałem wyraźnie wygrywaną przez niego melodię, potem zniknął. Ale widziałem go i orientowałem się, co to znaczy, orientowałem się, że ja jestem wśród tych, którzy idą za nim.
„Rillo, Kobziarz zagra mi melodję śmierci jutro. Czuję to na pewno. Wyobraź sobie, że nie lękam się wcale. Gdy dowiesz się o tem, że zostałem zabity, przypomnij sobie moje słowa. Zdobyłem tutaj w okopach swą wolność, uwolniłem się od lęku. Nigdy już lękać się nie będę — nawet śmierci, nawet życia, jeżeli będę żył dalej. Życie może byłoby dla mnie trudniejsze, bo nigdy już nie będzie posiadało dawnego piękna. Lecz, czy mi życie sądzone, czy śmierć, nie lękam się, Rillo ma Rillo, i nie jest mi przykro, że tutaj przyszedłem. Jestem zadowolony. Nigdy nie będę już pisał poezyj, o czem marzyłem niegdyś — lecz wywalczę w Kanadzie prawa dla poetów przyszłości, dla poetów i marzycieli nietylko Kanady, ale całego świata. Tak, zadowolony jestem, że tu przyszedłem, Rillo. Walczymy wszyscy za przyszłość i zwyciężymy, nie wolno o tem wątpić ani przez chwilę, Rillo. Bo nietylko żywi walczą — umarli walczą także. Armja umarłych nie może zostać przez nikogo zwyciężona.