Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

śmierci Władka, miała to niewytłumaczone wrażenie, że on jednak żyje jeszcze. Ten chłopak, który w wigilję swej śmierci pod Courcelette pisał ten list, nie mógł przecież umrzeć od kuli niemieckiej.
„ — Ruszamy do ataku jutro, Rillo ma Rillo“, pisał Władek. „Wczoraj pisałem do mamy i Di, lecz coś mnie natchnęło, żeby jeszcze do ciebie napisać. Właściwie dzisiaj nie miałem zamiaru pisać do nikogo. Pragnę ci, siostrzyczko, powiedzieć niektóre rzeczy przed jutrem.
„Ty i Złoty Brzeg jesteście dzisiaj dziwnie blisko przy mnie. Po raz pierwszy nie odczuwam dzielącej nas odległości. Zawsze dom wydawał mi się daleki, tak bezgranicznie daleki, oddzielony ode mnie smugą krwi i cierpień. Dzisiaj jest on tuż przy mnie, zdaje mi się, że nawet mogę go zobaczyć, że mogę usłyszeć twój głos. Widzę wyraźnie poświatę księżyca, opromieniającą wierzchołki pagórków. Musi być teraz jesień w domu, przystań tonie we mgle, a wzgórza dookoła Glen parują. Dolina Tęczy tonie w powodzi kwitnących aster, które podczas dawnych dni nazywaliśmy „pożegnaniem lata“. Wołałem tę nazwę, niż nazwę „astry“ — była ona dla mnie bardziej poetyczna.
„Rillo, wiesz, że miewałem zawsze jakieś wizje. Przypominasz sobie Srokatego Kobziarza — nie, ty tego pamiętać nie możesz, — byłaś wówczas za młoda. Pewnego wieczoru, bardzo dawno temu, gdy Nan, Di, Jim i Meredithowie, oraz ja siedzieliśmy w Dolinie Tęczy, nawiedziła mnie wizja, która była proroctwem dzisiejszych dni. Rillo, widziałem Kobziarza, idącego przez Dolinę a za nim ciągnęła się