Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie skomlałby tak żałośnie, — rzekła z gniewem. — Ostrzegałam ją, ale twierdziła, że nie może głodzić biednego psa.
— Przyjaciel Józia był bardziej wzruszony od niego samego, — wtrąciła Zuzanna. — Życzył Maniusi wiele szczęścia. Ona tam znowu na szczęśliwą nie wyglądała, ale trudno się szczęścia spodziewać w takich warunkach.
— W każdym razie, — pomyślała Rilla, — będę mogła opisać chłopcom całą tę ceremonję. Jim na pewno pęknie ze śmiechu, gdy mu napiszę o wystąpieniu sir Wilfrida.
Lecz chociaż Rilla była tak rozczarowana uroczystością wojennych zaślubin, to w piątek rano, gdy Maniusia żegnała swego męża na stacji w Glen, nie miała już młodej parze nic do zarzucenia. Ranek był pogodny, a powietrze czyste i orzeźwiające. Z poza peronu płynęła balsamiczna woń żywicznych sosen. Księżyc gasł dopiero na zachodzie, ponad ośnieżonemi polami, a czerwona tarcza słoneczna ukazała się już nad pagórkami Złotego Brzegu. Józio trzymał w ramionach bladą swoją małżonkę, ona zaś podniosła ku niemu swą zatroskaną twarz. Rilla z trudem powstrzymywała łzy. Nie myślała teraz o tem, że Maniusia jest taka bezbarwna i mazgajowata, nie myślała o tem, że jest ona córką Księżycowego Brodacza. W oczach młodziutkiej mężatki rozgorzał płomień przywiązania i odwagi, który dodawał Józiowi otuchy.
Rilla oddaliła się nieco, zdając sobie sprawę, że nie powinna podglądać młodej pary w takiej uroczystej chwili. Odeszła na sam koniec peronu, gdzie