Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdy Niemcy zgotowali nową ofensywę. Ja osobiście nie odczuwam jednak dumy, ani podniecenia, bo dręczy mnie wciąż niepokój o Jima, Jurka i pana Granta. Codziennie odczytujemy listy poległych w gazetach, a listy te są coraz obszerniejsze. Nie mogę ich czytać z obawy, że znajdę tam nazwisko Jima, zdarzały się bowiem już takie wypadki, że ludzie z tych list dowiadywali się o śmierci swych najbliższych, zanim jeszcze nadeszły oficjalne depesze. Od kilku dni wolę nie podchodzić do telefonu, gdyż sądzę, że nie przeżyłabym tej chwili od wypowiedzianego przeze mnie samą „hallo“ do odpowiedzi czyjegoś głosu. Chwila ta wydawałaby mi się wiekiem i byłabym pewna, że usłyszę odpowiedź: „Przybyła depesza dla doktora Blythe“. Po głębszem zastanowieniu się jednak doszłam do wniosku, że nie mam prawa narażać na tę przykrość mamy, czy Zuzanny i wolę już teraz sama przyjmować telefon. Za każdym jednak razem przychodzi mi to z wielką trudnością. Gertruda wykłada w szkole, przegląda wypracowania, podpisuje arkusze egzaminacyjne, jak zwykle, lecz jestem pewna, że myślami wciąż przebywa we Flandrji. Mówią mi o tem jej pełne tragizmu oczy.
„Krzysztof jest już także w mundurze. Został przyjęty na komisji i przewiduje, że go wyślą za morze latem, tak mi pisał. Nic więcej nie było w tym liście, widocznie wszystkie myśli skierował tylko w stronę wyjazdu. Nie zobaczę go już przed wyruszeniem na front, a może nigdy go nie zobaczę. Czasami zapytuję samą siebie, czy ów wieczór w przystani Czterech Wiatrów był tylko snem.