Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

no dostałabym pomieszania zmysłów, kochana panno Oliver, gdybym się nie trzymała tej dewizy. Moja kuzynka Zofja, równie, jak pani, częstokroć ma skłonności do niewiary. „Ach, moja droga, co poczniemy, jak Niemcy tutaj przyjdą?“ zapytała mnie wczoraj. „Pogrzebiemy ich“, odparłam z miejsca. „Mamy takie mnóstwo ziemi, w której doskonale można kopać mogiły“. Kuzynka Zofja mówi, że jestem impertynetką, ale to wcale nie jest prawda. Panno Oliver, musimy ufać flocie angielskiej i naszym kanadyjskim chłopcom. Mówię tak samo, jak pan Wilhelm Pollock z za Portu. Jest już bardzo stary i od dłuższego czasu choruje. W zeszłym tygodniu, którejś nocy tak było już z nim źle, że synowa jego była pewna, że już nie żyje. Powiedziała o tem komuś czuwającemu przy łóżku. „Do licha, żyję jeszcze“, zawołał chory, „i nie mam zamiaru umierać dopóki Kaiser nie otrzyma zasłużonej kary“. Tylko takich ludzi szanuję, kochana panno Oliver, — zakończyła Zuzanna.
— Ja szanuję ich również, lecz nie umiem w ten sposób się zapatrywać, — westchnęła Gertruda. — Dawniej potrafiłam uciekać od przykrych rzeczy, przenosząc się choć na chwilę do krainy marzeń, a gdy wracałam stamtąd, byłam na nowo silna i trzeźwa. Teraz już mi się to nie udaje.
— Ani mnie, — dorzuciła pani Blythe. — Najbardziej nie lubię wieczorem kłaść się do łóżka. Przez całe życie lubiłam zawsze pół godzinki spędzić w łóżku na rozmyślaniach i marzeniach. Teraz nawet myśleć nie mogę.