Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nigdy nie zapomnę, pani doktorowo tej chwili, kiedy ujrzałam maleństwo leżące w niebieskiej wazie, owinięte w jakieś brudne flanelowe szmaty. Wszyscy wiedzą, że Zuzanna Baker rzadko kiedy zapomina języka w ustach, ale wówczas naprawdę języka zapomniałam, może mi pani wierzyć. Zdawało mi się, że śnię. Natychmiast pomyślałam: „Ngdy jeszcze nie słyszałam, żeby się komuś śniło niemowlę w zupie od wazy, więc to jednak musi być rzeczywistość“. Gdy usłyszałam, jak doktór zwrócił się do Rilli, że będzie musiała sama zajmować się dzieckiem, myślałam, że to są żarty, bo ani na chwilę nie wierzyłam, że ona będzie do tego zdolna. Widzi pani jednak, jak się dziewczynka wyrobiła i stała się prawdziwą kobietą. Tak już jest, pani doktorowo, że gdy się do czegoś przymusimy, to spełniamy to zazwyczaj jak najlepiej.
Zuzanna potwierdziła swoje słowa przykładem, który nadarzył się pewnego październikowego dnia. Doktór i doktorowa byli nieobecni. Rilla rezydowała po południu przy kołysce Jasia, śpiewając, kołysząc go i robiąc jednocześnie skarpetki. Zuzanna siedziała na bocznej werandzie, łuskając groch, w czem dopomagała jej kuzynka Zofja. Spokój i cisza panowały w całem Glen. Niebo pokryte było drobniutkiemi srebrzystemi obłoczkami. Dolina Tęczy spoczywała również w ciszy, przystrojona szatą jesiennych pożółkłych liści. Zuzanna tonęła w myślach niewesołych, bo dowiedziała się właśnie, że „mały kochany Jim“ wyruszył na Atlantyk okrętem kanadyjskim. Nawet kuzynka Zofja wyglądała bardziej