Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wany do swej budy i czeka znówu cierpliwie nadejścia następnego pociągu. Pan Gray, zawiadowca stacji, powiada, że często płakać mu się chce, gdy patrzy na biednego psa. Któregoś dnia jacyś chłopcy zaczęli obrzucać kamieniami Wtorka, a stary Józef Mead, który uważany jest za człowieka bez sentymentów, pogonił chłopaków, wygrażając im siekierą. Nikt jeszcze dotychczas Wtorkowi krzywdy nie zrobił.
„Krzysztof Ford wyjechał do Toronto. Był tu u nas dwa dni temu, aby się pożegnać. Nie było mnie w domu, bo pani Meredith ofiarowała mi swoją pomoc przy szyciu bielizny dla dziecka, więc musiałam iść na plebanję i nie widziałam Krzysztofa. Właściwie wcale mnie to nie obchodzi. Prosił Nan, aby pożegnała „Pająka“ w jego imieniu i powiedziała, żebym nie zapomniała o nim, choć jestem zaabsorbowana swemi nowemi obowiązkami. Jeżeli pozostawił dla mnie taką pełną ironji wiadomość, to znaczy, że owa godzina przepędzona ze mną na wybrzeżu jest dla niego niczem, a ja również nie mam zamiaru się tem przejmować.
„Fred Arnold był na plebanji i odprowadził mnie do domu. Jest on synem nowego pastora Metodystów i jest przytem bardzo przystojny i mądry, a byłby nawet zupełnie ładny, gdyby nie jego nos. Naprawdę ma nos okropny. Jak mówi o codziennych rzeczach, to jeszcze nic strasznego, ale jak zaczyna mówić o poezji i ideałach, to nos mu się jakoś dziwnie wydłuża i można wówczas umrzeć ze śmiechu. Właściwie to nie jest ładne z mojej strony, bo wszystko co mówił było ogromnie miłe i gdyby na-