Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

, a miała na sobie starą podartą sukienkę, trochę za krótką i za wąską. Co do wieku, to można było przypuszczać rozmaicie, lecz ze wzrostu wyglądała mniej więcej na lat dwanaście.
— Kto ty jesteś? — zapytał Jurek.
Dziewczynka rozejrzała się pośpiesznie wokoło, jakby w poszukiwaniu ucieczki, poczem wstrząsnął nią dreszcz przerażenia i rozpaczy.
— Nazywam się Mary Vance, — odparła.
— Skąd się tu wzięłaś? — indagował Jurek.
Zamiast odpowiedzi Mary nagle usiadła na sianie i zaczęła płakać. Wówczas Flora podbiegła do niej i czule objęła jej chude ramionka.
— Daj jej spokój, — rzekła rozkazującym tonem do brata, poczem zwróciła się do zabłąkanej: — Nie płacz, kochanie. Opowiedz nam wszystko o sobie. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi.
— Jestem tak strasznie głodna, — wybąkała Mary. — Od czwartku rano nic nie miałam w ustach, oprócz odrobiny wody ze strumyka.
Dzieci z plebanji spojrzały na siebie w przerażeniu. Flora zerwała się na równe nogi.
— Nim zaczniesz nam opowiadać cośkolwiek o sobie, pójdziesz na plebanję i dostaniesz coś do jedzenia.
Mary zadrżała.
— Och, ja nie mogę. Co by powiedzieli wasi rodzice? Na pewno by mnie zaraz wyrzucili.
— My matki nie mamy, a ojciec nie zwróci nawet na ciebie uwagi. Tak samo ciotka Marta. Mówię ci, chodź, — Flora niecierpliwie przestępowała