Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

załatwić mógł tylko klub „Dobrego Prowadzenia Się“, ale Mary nie wolno było nic o tem wspominać.
— O, idzie wasz ojciec, — zawołała Mary, dostrzegłszy zdaleka pana Mereditha. — Na pewno nas nie zobaczy, bo jak zwykle chodzi po wsi w zamyśleniu.
Pan Meredith istotnie nie dostrzegł dzieci, lecz tym razem nie tonął w swych rozmyślaniach abstrakcyjnych, jak zwykle. Przed chwilą Aleksandrowa Davis opowiedziała mu historję o węgorzu Karolka. Wyraziła swe najgłębsze oburzenie. Stara pani Carr była jej kuzynką w trzeciej linji. Pan Meredith był również oburzony, lecz nie przypuszczał, aby Karol mógł się zdobyć na taki czyn. Natychmiast po powrocie do domu zawołał Karola do swego gabinetu i zapytał, czy historja opowiedziana przez panią Aleksandrową Davis była prawdą.
— Tak, — odparł Karol, rumieniąc się, lecz nie unikając wzroku ojca.
Pan Meredith jęknął. Jeszcze do tej chwili pocieszał się myślą, że to była tylko plotka.
— Opowiedz mi tę całą historję, — rozkazał.
— Chłopcy łowili pod mostem węgorze, — opowiadał Karol. — Leon Drew złapał największego, takiego węgorza jeszcze nigdy w życiu nie widziałem. Położył go w koszyku i węgorz sobie leżał spokojnie. Byłem pewny, że już dawno zdechł, daję słowo, że tak myślałem. Nagle ujrzeliśmy przejeżdżającą przez most panią Carr. Zaczęła na nas krzyczeć, żebyśmy poszli do domu. Nie odpo-