Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niu. Człowiek jest zupełnie sam z własnym lękiem, a przeciwko sobie ma tylko tę potworną ciemność. Karol miał zaledwie lat dziesięć i po raz pierwszy znalazł się w nocy wśród tylu umarłych. Jakże pragnął, żeby już zegar nareszcie wybił dwunastą! Czy ta dwunasta nigdy nie wybije? Może ciotka Marta zapomniała zegar nakręcić?
I nagle wybiła jedenasta — tylko jedenasta! Musi jeszcze pozostać całą godzinę na cmentarzu. Żeby chociaż gwiazdy świeciły! Było tak strasznie ciemno, że nic nie było widać dokoła. Zdawało się Karolkowi, że słyszy odgłos czyichś kroków na cmentarzu. Zadrżał trochę z przestrachu, a trochę z zimna.
Nagle zaczął padać deszcz, zimne krople przenikały aż do kości. Cienka wełniana bluza Karolka wkrótce przemokła. Zapomniał o strachu, przejęty fizycznym bólem. Ale musi tu zostać do dwunastej, musi tu zostać, aby uratować swój honor. Podczas wyroku nie przewidziano deszczu, chyba to jednak nie sprawia żadnej różnicy. Gdy zegar w gabinecie wybił wreszcie dwunastą, mała skurczona postać zsunęła się ostatnim wysiłkiem z nagrobnej płyty Pollocka i wolnym krokiem weszła do mieszkania. Karolek drżał na całem ciele. Miał wrażenie, że już nigdy w życiu nie będzie mu naprawdę ciepło.
Ciepło mu było jednak nazajutrz rano. Jerry spojrzał na rozpaloną jego twarzyczkę i pośpiesznie przywołał ojca. Pan Meredith wszedł do pokoju, blady po nocy przepędzonej przy łożu chorego. Wrócił do domu dopiero o świcie. Pochylił się niespokojnie nad rozgorączkowanym synem.