Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spodziewa się wkrótce ujrzeć w kościele dzieci pastora w bieliźnie. Prezeska Związku Kobiet postanowiła wnieść tę sprawę na następne posiedzenie i założyć energiczny protest. Panna Kornelja zapowiedziała, że stanowczo uchyli się od głosu. Nawet pani doktorowa Blythe była nieco zaskoczona, choć zazwyczaj umiała przebaczać Florze. Zuzanna postanowiła zrobić dla Flory pończochy, a nie mogąc zacząć ich w niedzielę, wzięła się do pracy nazajutrz z samego rana, jak jeszcze wszyscy na Złotym brzegu spali.
— To tylko wina starej Marty, pani doktorowo, — mówiła z oburzeniem do Ani. — Jestem pewna, że to biedactwo nie ma porządnych pończoch do włożenia. Prawdopodobnie wszystkie są podarte i uważam, że panie związkowe zrobiłyby lepiej, gdyby sprawiły Florce pończochy, zamiast tego nowego dywanu do sali obrad. Nie należę do związku, a jednak postanowiłam sama zrobić dwie pary nowych pończoch dla Flory z tej czarnej przędzy. Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie odniosłam, gdy ujrzałam córkę pastora idącą przez kościół bez pończoch.
— A w kościele pełno było metodystów, — ubolewała panna Kornelja, która załatwiała jakieś sprawunki w Glen i wstąpiła na chwilę na Złoty Brzeg. — Nie wiem dlaczego, ale zazwyczaj, kiedy dzieci z plebanji wywołają jakiś skandal, muszą być wówczas w kościele metodyści. Myślałam, że Diakonowej Hazard oczy na wierzch wyjdą. Po wyjściu z kościoła rzekła do mnie: „A to było przedstawienie. Żal mi ogromnie prezbiterjan“. I my