Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeżeli nie zaczniecie zachowywać się inaczej. Na następnej sesji ojciec wasz będzie musiał zrezygnować z posady. Rozumie pan teraz, panie Jerry? Słyszałam, jak pani Aleksandrowa Davis mówiła o tem do pani Elliott. Zawsze nastawiam uszu, ilekroć pani Davis przychodzi do nas na herbatę. Ostatnim razem mówiła, że z każdym dniem stajecie się gorsi i że to było do przewidzenia, bo przecież nikt was nie wychowuje, ale parafjanie dłużej tego znieść nie będą mogli i trzeba będzie temu jakoś zapobiec. Metodyści śmieją się z was i oczywiście śmiech ich rani serca prezbiterjan. Nie mówię wam tego, ażeby sprawiać wam przykrość. Żal mi was serdecznie. Rozumiem, że nie jesteście temu winni. Lecz parafjanie nie mogą być tacy pobłażliwi, jak ja. Panna Drew opowiadała, że Karolek przyniósł w niedzielę do szkoły ropuchę w kieszeni, która wyskoczyła właśnie podczas lekcji. Panna Drew z tego powodu chciała się podać do dymisji. Dlaczego tych swoich gadów nie zostawiasz w domu?
— Zaraz ją zpowrotem wpakowałem do kieszeni, — tłumaczył się Karol. — Nikomu nie wyrządziła żadnej krzywdy, biedactwo! Nic bym nie miał przeciwko temu, gdyby ta stara warjatka przestała udzielać lekcyj w naszej klasie Nienawidzę jej. Jej rodzony siostrzeniec miał w kieszeni paczkę tytoniu i dawał nam do żucia, gdy Abraham Clow rozpoczął ranną modlitwę. Sądzę, że to było gorsze od żaby.
— Nie, bo żaby się mniej spodziewano, więc była większą sensacją. Zresztą siostrzeńca panny