Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ste kazanie. Nasuwają mi się wspomnienia z dawnych lat, ma to dla mnie posmak piekielny. A jak się przedstawia sprawa rozumowania o niebie na Nowy Rok? Chociaż na pewno ani w części nie będzie tak ciekawe. Chciałbym wiedzieć tylko, co twój ojciec myśli o niebie. Jest on jednym z tych nielicznych księży, którzy myślą. Ale przeczy sam sobie. Ha, ha, ha! Mam jedno pytanie, które musisz mu zadać, jak się zbudzi ze swego uśpienia: „Czy Bóg może stworzyć tak wielki kamień, którego sam nie mógłby podnieść“? Tylko nie zapomnij. Chciałbym znać jego opinję o tem. Kilku księży zaskoczyłem już tem pytaniem.
Flora była rada, gdy udało jej się wymknąć, bo chciała wrócić do domu. W gromadce chłopców przy bramie stał Dan Reese i już szykował się do wypowiedzenia w jej kierunku jakiegoś nieprzyjemnego słowa, lecz widocznie nie miał śmiałości. Zato nazajutrz w szkole odzyskał napowrót odwagę. Podczas południowej pauzy Flora natknęła się na Dana w szkolnym ogrodzie i Dan znowu zawołał:
— Maluś! Maluś! Kogucia matka!
Nagle Władzio Blythe podniósł się z murawy, gdzie leżał, wypoczywając po lekcjach. Twarz miał bladą, lecz oczy mu błyszczały.
— Milcz! — zawołał.
— O, jak się mamy, panie Władysławie! — zawołał Dan, zupełnie niezmieszany. Wyprostował się w całej okazałości i zanucił z ironją:

„Widzieliście tchórza
Z tamtego podwórza