Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zauważą, to proszę nie brać tego na karb moich złych manier. Prawdopodobnie będę tylko znowu tonął w swojej zwykłej zadumie, więc niech mi pani wybaczy i pierwsza zagada do mnie.
Helenę West zastali w saloniku. Zdjęła binokle i położyła je na książce, którą czytała, poczem spojrzała na wchodzących ze zdziwieniem. Przyjaźnie uścisnęła dłoń pana Mereditha i poczęła zabawiać go rozmową, podczas gdy Rozalja szukała książki.
Helena West była o dziesięć lat starsza od Rozalji i tak do niej niepodobna, że trudno było uwierzyć, aby te dwie kobiety były siostrami. Wysoka, tęga, o ciemnych włosach, ciemnych brwiach i oczach, połyskujących błękitem wzburzonych fal morskich. Miała jakiś dziwnie surowy wyraz twarzy, lecz w istocie była wesoła, serdeczna, często śmiejąca się i umiejąca nawet flirtować. Kiedyś zwierzyła się Rozalji, że chciałaby pogadać z tym prezbiterjańskim pastorem z Glen, aby się przekonać, czy on potrafi wogóle mówić z kobietą. W tej chwili nadarzyła się właśnie ta okazja i Helena natychmiast skierowała rozmowę na tematy polityczne. Helena była niezwykle oczytana, a ponieważ właśnie studjowała książkę napisaną przez cesarza niemieckiego, była ciekawa jakie zdanie pan Meredith ma o nim.
— Niebezpieczny człowiek — brzmiała odpowiedź.
— Ma pan słuszność, — skinęła głową panna Helena. — Proszę zapamiętać moje słowa, panie Meredith, ten człowiek szykuje się do jakiegoś