Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko, że nazwał moje włosy rudemi. Prawdopodobnie określenie „brunatne“ nie istniało wogóle w słowniku Janiny.
„Zacisze“ jest miłą, małą posiadłością. Dom jest mały i biały i leży w przepięknej dolince, na uboczu od drogi. Między drogą a domem znajduje się ogród owocowo-kwietny. Droga do drzwi frontowych przystrojona jest muszlami. Mam miły, niewielki pokój, nawprost saloniku, dostatecznie duży, akurat dla mnie i mego łóżka.
Salonik jest mały i zaciszny. Jedyne jego okno zasłonięte jest przez wielką wierzbę, tak że pokój sprawia wrażenie groty o szmaragdowym półmroku. Na krzesłach są cudowne pokrowce, na podłodze dywaniki, a na okrągłym stole ułożone są starannie książki i widokówki. Wazony z suchemi trawami stoją na gzymsie kominka.
Naogół bardzo tu jest miło, i powiedziałam to Janinie. Polubiła mnie za to, podobnież, jak znienawidziła biedną Elżunię, która oświadczyła, że cień był niehigieniczny i nie chciała sypiać pod pierzyną. Ja się doskonale czuję pod pierzyną. Janina powiada, że miło jej patrzeć, jak jem. Obawiała się, że będę taka jak panna Haythorne, która nie chciała nic jeść prócz owoców i herbaty na śniadanie i starała się nakłonić Janinę, aby przestała piec i gotować. Elżunia jest w istocie miłą dziewczyną, ale jest trochę skłonna do kaprysów. Najgorsze jest, że nie posiada dość wyobraźni i cierpi na nieregularne trawienie.
Janina powiedziała mi, że jeśli będą mnie odwiedzali panowie, mogę używać salonu. Nie sądzę, abym miała wielu gości. Nie widziałam jeszcze w Valley Road młodzieńca, prócz parobka z sąsiedztwa, Sama Tollivera, bardzo wysokiego, zgrabnego, płowowłosego chłopaka. Niedawno przyszedł wieczorem i siedział przez godzinę na płocie ogrodowym wpobliżu pokoju frontowego, gdzie Janina i ja zajmowałyśmy się naszemi ulubionemi robótkami.