Strona:Lucjan Szenwald - Utwory poetyckie.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

za zbrodnie katów, za jęki braci
bez drgnienia ręka nasza zapłaci...

Koledzy! Śpiew nie zgłuszy łkań,
bo kruchy głos, i słaba krtań,
i jak przekrzyczeć wiatru szum?
Do walki, druhy! Jest nas — tłum!
Gdziekolwiek wieje tuman dróg,
gdziekolwiek stopy rani bruk,
w ogniu wystrzałów, w huku powodzi —
przyszłość w ramionach niesiemy — młodzi!“


Pociąg drgnął i ruszył
wypluwając ogień z trzew.
Dymem się napuszył,
zagrzmiał, a nie zgłuszył.
Łomot kół, i takt, i śpiew,
po nasypach lecą w dal.
Noc pożera kształty drzew.
Zanim świt, powstały z fal,
rozepchnie wierzeje —
w pąkach serc dojrzeje
stal.