Strona:Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Deszcz łącząc ze słońcem, pustynię z jeziorem,
kojarząc dym z blaskiem, pół na pół,
srebrzystą ironją przetykał perorę,
kaskadą fałszywych gwiazd kapał,

i szklił, i namawiał, i straszył, i łgał,
i barwne na wiatr puszczał słówka.
Aż w ciszę przedmieścia gruchnęło, jak z dział:
„Majówka, majówka, majówka!“



Jadą dzieci torem,
poprzez wał, i piach, i most,
jadą dzieci borem,
jarem i wątorem,
w siną oddal jadą wprost
po stalowych wstęgach szyn,
poprzez wał, i piach, i most,
przez urwiska rudych glin.
A z przeciwnej strony
pędzi wystraszony
młyn.

Po głębokiej trawie
rozwleka się czarny dym.
Studzienne żórawie,
po uszy w kurzawie,
cofają się, skrzecząc, nim
poprzez darń, i żwir, i rów
przewlecze się czarny dym.