Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

osóbki drobne, na pszczółki zamienić; chyba, gdyby obraz mógł mieć wielkość browaru piotrowickiego. Malarz zawsze bardziéj jest ściemnionym od poety. Ten z wiersza na wiersz przelatując, krocie mil ubiedz może, wiele lat zająć — malarz zaś musi ograniczyć scenę działania i jednę tylko chwilę uchwycić. Suchodolski ma swoje błędy, zwłaszcza w kolorycie i co do kompozycyi — przecież niedość go cenią, a zwłaszcza niedość kupują. Możni powinniby choć po jednéj scenie historycznéj najsławniejszego z swych antenatów obstalować. Wolą kocz wiedeński, olbrzymie zwierciadło, diamenty dla Jejmości, a dla Jegomości coś gorszego jeszcze. Jakże artysta ma nabierać ducha i kochać się w sztuce, która go nawet wyżywić nie może?“
I nie o samém malarstwie, o całéj literaturze powiedzieć się da to samo. Na wszystko u nas znajdzie się fundusz, tylko nie na książkę, nie na malowidło. Przecież miłość nauk, urok poezyi, nie jest dla nas żadną nowością; nie wychodzimy ze stanu dzikiego, żeby tylko kochać się w błyskotkach i niemi wartość swoją podpierać — a jednak, jednak.... zawsze jedna piosneczka; śpiewają ją białe łabędzie, jak i szare wróble świégocą.