Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rumaka, na którego zjawisko płoszą się Szwedów bieguny. Mówisz, że ci już nie dostaje treści na epizody — pocóż zawsze epizody? Jeźli ci brakuje treści na chwilę, lub lękać się zaczynasz monotonności ciągłych bitew, wstrzymaj się nagle, zwróć oko w tył za Czarnieckiego, i maluj, co się dzieje w ziemiach już przez oręż jego oswobodzonych, po dworcach, chatach, łanach, świątyniach, grodach; jak wszystko budzić się i zrastać zaczyna w społeczności naszéj; jak krew przelana bujności łanom dodaje, jak miliony próśb i modłów popycha go naprzód, jak wszystkie twarze, serca i samo niebo się rozjaśnia nad krajem już wyswobodzonym, jak jeńce nad zamkami naszemi pracują; dodaj co się w sumieniu ospalców i zdrajców pozostałych dzieje; co w ponurem sercu Rakoczego; ile przyjaznych oświadczeń dworów zagranicznych; ile w magnatach żądzy korzystania dla siebie z nowych zwycięstw; dodaj wreszcie — i na cóż te wszystkie boje były — po co tyle krwi i łez wylanych — po co te napady i zniszczenia? Otóż co po nich zostało! Przekleństwo więc najezdnikowi! grom, grom twoim orężem Czarniecki! i tak nagle znowu przerzucisz się do niego. Oto masz epi-