Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jącéj wiosnę, wyszedł na spacer. Żaden orzeł nie przeleciał, ale mnóstwo podłych wróbli świergotało po dachach na widok téj urzędowéj figury.“
Wszystko to nieoszacowane rysy charakteryzujące ów czas i osoby.
Pod koniec tego roku, zapewne dla zniesienia się z rodziną nieboszczki żony, mieszkającą na Polesiu, jeździł jenerał w te zakazane okolice. Opisał on tę podróż Koźmianowi z całym humorem i nieporównaną trafnością rysów zdjętych z natury.
„Wróciłem więc z tego kraju, którego nie wiem jak nazwać, bo com tam widział i słyszał, przechodzi moc wysłowienia, a nawet i pojęcia. Co do urzędników, jestto szerokie pole złodziei najdowcipniéj uorganizowane, którego ustawy święciéj dochowane, niż wszystkie konstytucyjne. Cały kraj jest rządzony przez święte przymierze bomażek, pałek i popów. Ciemność do tego stopnia w wielu miejscach dochodzi, że od 10 lat gazety nie widziano; słowem, taka noc, że jak Niemcewicz mówi: nie rozeznasz bestyi od człowieka. Dla tego to może bogowie chcąc mocniéj ukarać Prometeusza za wykradzenie niebu twórczego ognia, nie przykuli go