Strona:Lucjan Siemieński-Listy Kościuszki.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niewiadomość lub zła wiara silą się włożyć w moje usta: Finis Poloniae, które miałem wyrzec w tym dniu nieszczęsnym. Ależ przed końcem bitwy byłem prawie śmiertelnie ranny i dopiero po dwóch dniach odzyskałem przytomność umysłu, kiedym już był w ręku moich nieprzyjaciół. Zresztą, jeżeli takie słowo jest niekonsekwentne i zbrodnicze w ustach każdego Polaka, tem występniejszem byłoby w moich[1])

Kiedy mnie powołał naród polski do obrony jego całości, niepodległości, godności,

  1. Podług wszelkiego prawdopodobieństwa, wyraz „Finis Polaniae“ był czysto wynalazkiem Prusaków, którym bardzo wiele zależało na tem, aby w opinji koniec bytu Polski, stał się faktem nieodwołalnym. Nikt przecież z tych Kozaków w których ręce dostał się Kościuszko, nie byłby w stanie tych słów powtórzyć, choćby i były wymówione, a nie były wymówione, jak świadczy sam Kościuszko. Że zaś to wynalazek czysto pruski, najlepszy dowód, że w ich gazetach najpierwej się okazał, zkąd w tłumaczeniu dostał się do urzędowej Gazety południowo-pruskiej w nr. 24 z dnia 2-3. października 1794, gdzie można czytać następujący ustęp: „W rejteradzie