Strona:Listy o Adamie Mickiewiczu.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

U Hermana znalazłem zaproszonych kilka osób. Czcigodny ś. p. pułkownik Niegolewski, wysoki, trochę przygarbiony, cień hułana z pod Samo-Sierry, mówił głośno i z oburzeniem o Thiersie i polemice co do owéj sławnéj szarży; Herman nosowym głosem przyświadczał mu, nie tracąc z oka przybywających, do których podchodził, prowadził każdego do stołu i do zakąski zachęcał. Był Sobański, sławny gastronom, Rejowskim odznaczający się apetytem, który w tym dniu miał częstować pana Adama i pułkownika Niegolewskiego pierogami litewskiemi własnéj roboty, Kwiatkowski, porucznik z czwartego pułku, znakomity w swoim rodzaju artysta malarz i humoru nieporównanego, który doskonale malował, ale jeszcze lepiéj opowiadał o naszych wiarusach przedrewolucyjnych, a melodyj miał taki zapas, że Szopenowi motywów na każde zawołanie dostarczał i przytém śpiewał jak na emigracyi chyba drugi Józef Rawski kozak potrafił; nie wiem co się z nim dzieje, wspominając pana Adama i jego atmosferę krajową, nie mogę pominąć czwartaka, alboż nie pogniewa się za to.
Kwiatkowskiego pan Adam lubił bardzo, kiedy na innych pozujących, udających prostotę któréj w duszy nie mieli, spoglądał z cierpliwością, ale jak najmniéj słuchał. Byłem raz obecny, wtenczas gdy czuły młodzieniec i arystokratyczny (nie z rodu), coś tam prawił o szlachcie polskiéj; pan Adam siedział, ale miał wyraz arabskiego rumaka, kiedy zły uszy po sobie położy i radby wyrwać się, a od niemiłego towarzystwa uwolnić, dyssonanse w głosie raziły go, czuł nerwowo, że to nieprawda. Z Kwiatkowskim inaczéj było i kiedy nie przychodził, p. Adam dopytywał się co znaczy że go nie widać.