Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/462

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

można i z rzeźbą spieszę, jak mogę, żeby móc zakładową kaplicę jak najlepiej ozdobić.
Jeżeli Ojciec może bez trudności, proszę mi z łaski swej przysłać trochę nasion kwiatów pachnących, np. goździków pełnych, laków, lewkonij, rezedy, a jeżeli można, to i nieśmiertelników różnych kolorów (do robienia suchych bukietów do oltarza), żebym choć coś bodaj mógł mieć na początek. Co do kwiatów, to przed laty pięciu czy sześciu, byłem prawdziwym bogaczem, poprzysyłali mi różni dobroczyńcy mnóstwo nasion prześlicznych i to nietylko kwiatów, ale i drzew, np. cyprysów; wszystkie te przesyłki dobrze do mnie doszły. Czytając nazwy roślin na paczkach, nie posiadałem się z radości, w myśli układałem plany i patrzałem, jak będzie ślicznie wyglądać kaplica i obraz Najświętszej naszej Częstochowskiej Pani ubrany kwiatami. Na niczem to wszystko spełzło; przez kilka lat, jak Ojciec wie, nie mogłem budować, a zatem i ogrodu zakładać nie mogłem, przez ten czas nasiona w skrzynce zamarły; posiałem je teraz wszystkie w nadziei, że choć coś może zejdzie, ale nic z tego, wszystkie nasiona zginęły i obecnie nic a nic zgoła nie mam. Z kwiatowego magnata stałem się ostatnim kapcanem, oprócz chwastów, co się same zasiewają, w pustyni nie zgoła nie posiadam. Gdyby chodziło o mnie samego, to nietylko cichobym siedział, lecz ustawicznie dziękowałbym Panu Jezusowi, że mi pozwala naśladować Siebie w ubóstwie, które tak Mu się podoba. Ale chodzi tu o upiększenie kaplicy Matki Najśw., zatem zgodzi się Ojciec z tem, że milczeć nie mogę, muszę żebrać, żeby Najśw. Mateczka