Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z takiemi rękoma i na takich nogach spuścić się kilkaset kroków wdół do jamy, w której się woda znajduje, naczerpnąć tej wody i z nią wygramolić się napowrót do góry. Cieszy mnie nadzieja, że ci wszyscy, co zobaczą te fotografje, zrozumieją nieco dokładniej, dlaczego mi tak pilno do nowego schroniska, a mianowicie: żeby nietylko ulżyć moim biednym chorym co do ciała, ale żeby móc więcej zająć się ich duszami. W obecnym stanie rzeczy bardzo trudno, prawie niemożliwe, żeby taki chory pomyślał więcej o Bogu, o własnej duszy i o zazierającej do niego śmierci, gdyż on od rana do nocy musi myśleć tylko o tem, jakby podtrzymać to swoje nędzne życie — jak zaś to będzie miał, choćby jak najubożej, ale zabezpieczone, wtedy zwróci się więcej do Boga. To całe rozwiązanie zagadki i jedyna przyczyna, dlaczego ja tak pragnę mieć jak najprędzej schronisko z zabezpieczonem utrzymaniem. Kiedy ci, co będą patrzeć na te fotografje, zrozumieją lepiej dlaczego mi tak polno, a Matka Najświętsza zagrzeje ich serca do litości, to i jałmużna będzie prędzej i obficiej nadchodzić, a przez to prędzej będę mógł urzeczywistnić moje pragnienia.
Miałbym jeszcze niejedno do powiedzenia Ojcu, ale na dziś, chyba już dość, bo czas nie pozwala dłużej bazgrać. Czekając na odpowiedź od drogiego Ojca i polecając się Jego łaskawym modlitwom, pozostaję najniższym w Chrystusie sługą.