Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak przy takiej pracy wyglądają ręce i koszule dzieci, to Ojciec sam łatwo się domyśli. Staruszka je łyżką przywiązaną do ręki — dla tych co wcale palców nie mają, kazałem porobić blaszki z kawałkiem rurki, w którą się wkłada łyżka, ta blaszka przywiązuje się choremu (owinąwszy ją szmatką, żeby nie raniła) do ręki i tym sposobem, choć wprawdzie nie arcywygodnie, ale sam może łyżką jeść, bez tych blaszek muszą jeść jak zwierzęta prosto z miski. Radbym mieć coś praktyczniejszego dla tych biedaków do przymocowania łyżki, ale nic jeszcze nie wymyśliłem. Gdyby Ojcu co przyszło na myśl, proszę z łaski swej do mnie napisać. Wnętrze izby i gotowanie ryżu — całe bogactwo izby składa się z tej podartej rogóżki na ziemi i paru garnków; to co na fotografji widać na ścianach, to nic zgoła nie jest, są to tylko plamy porobione przez ściekający deszcz. Rynka podparta dwoma kamykami i przykryta pokrywką, stanowi całą kuchnię. Pod tę rynkę podsuwa chory zapaloną trawę i tym sposobem gotuje ryż, czy co mu tam Bóg da na obiad lub kolację. Garnek obok rynki stojący, stanowi spiżarnię — w nim chowa się ryż, a we wielkim garnku w kącie izby, woda do picia i gotowania — ot i cały apartament najszczegółowiej opisany.
Z tych kilku fotografij może Ojciec łatwo sobie wystawić, co to czasu stracić i co nacierpieć się muszą biedni chorzy, nim zaradzą sobie w tem wszystkiem, co im do codziennego życia niezbędne. Ot choćby niedalej biorąc jak to zbieranie suchej traw, czy to mało czasu i pracy wymaga przy takich rękach, albo wody przynieść; nie tak to łatwo