Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chał, co do Ojca list w imieniu chorych napisał. Na fotografji jest ten, któremu ja rękę opatruję. Choć sam biedny mocno cierpi od trądu, ustawicznie jednak chodzi od izby do izby, wizytuje chorych i jeżeli znajdzie, że ktoś ma się gorzej, zaraz mu proponuje Ostatnie Sakramenta i mnie uwiadamia. Ma przytem dość wielki wpływ i mir między chorymi. Dzielenie ryżu bez niego się nie obejdzie (wie już Ojciec, że z misji co tydzień przysyłają trochę ryżu dla chorych), zajdzie jaka kłótnia albo spór o cokolwiek, Michała muszą spytać o zdanie; dzieci się czasem rozbrykają, Michał wykrzyczy albo i ucha niejednemu nakręci i spokój. Ktoś mocniej chory, odkłada na później Ostatnie Sakramenta, mówiąc, że jeszcze się bardzo źle nie czuje. Michał mu na to odpowiada: »Człowieku, najpierw zacznij od Pana Boga, to wszystko dobrze będzie«. — I to wystarczy, chory prosi o Ostatnie Sakramenta, albo o Chrzest św., jeżeli poganin, a potem dopiero o posiłek, albo, jeżeli jest, o jakie lekarstwo i t. d. Nazywają go chorzy tatusiem i słuchają go, jakby był ich przełożonym. Bardzo jestem kontent, że go mam, i proszę Matkę Najświętszą, żeby go jak najdłużej utrzymywała przy życiu i zdrowiu, bo dużo robi ten człowiek dobrego. Ten Michał nazywa się Rabary. Jego żona też taka poczciwa jak i on, i wyręcza go wszędzie, gdzie tylko trzeba, bo jeszcze nie jest w tem stadjum choroby co jej mąż.
Miałem niedawno mały wypadek, właśnie w ciągu pisania tego listu, a mianowicie: przy rzeźbieniu tabernaculum pękło mi na dwoje wąziutkie półokrągłe dłutko, część z ostrzem spadła